wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 4-Witaj w Bazie

 Sylwia rozglądnęła się nieprzytomnie po pokoju. Po tym przedziwnym śnie, czuła jeszcze większy strach, a za razem motywację. Śmiech otyłej kobiety powodował ciarki na plecach dziewczyny. Analizowała dokładnie sen. Pamiętała każde słowo tych Rosjan. Wszystkie twarze, a szczególnie twarz młodego Wasyla przemijały jej przed oczami. Chcą doprowadzić do jakiegoś wybuchu? Podłożą ładunki pod elektrownie. Pewnie w Czarnobylu. Czyli to są oni, ci źli ludzie-pomyślała Sylwia

  Nastolatka zeszła z parapetu i próbując pozbyć się uciążliwego bólu pleców, wykonała ćwiczenia, które pamiętała z lekcji WF'u. Ubrała dresy i luźną koszulkę, po czym udała się do kuchni. Po krótkiej drodze powtarzała sobie wcześniej przygotowane wytłumaczenie nagłego wyjazdu. Weszła do słonecznej kuchni i wzięła głęboki, uspokajający oddech.

-Cześć-wypaliła-Masz dziś wolne.

-Tak, mam-odezwała się mama z uśmiechem

-Jest sprawa...-zaczęła dziewczyna

-Wal.

-Muszę wyjechać, to znaczy mam wycieczkę. Z...kółkiem turystycznym-skłamała

-Czemu nie powiedziałaś mi wcześniej? Miałam przecież kilka zmian, że się widziałyśmy...A droga ta wycieczka?-zapytała zdziwiona mama

-Za darmo-oświadczyła Sylwia

Kobieta uniosła brwi.

-Dziwne...ale nie no, fajnie...A gdzie jedziecie?

-Do Rosji.

-Tak daleko i za darmo? Coś się nie zgadza-stwierdziła mama.

-Bo wiesz, to z komitetu-wymyślała nastolatka-Dużo go się nazbierało w tym roku i jeszcze mamy sponsora.

-To rozumiem-powiedziała rodzicielka z uśmiechem, a Sylwia odetchnęła z ulgą-A Wiktoria jedzie?

-Nie,wiesz...ona jest...chora...

-O, to szkoda. Zawsze byłyście takie papużki-nierozłączki. A kiedy ta wycieczka?

-Jutro-powiedziała cicho Sylwia.

Mama rzuciła jej bystre spojrzenie, a dziewczyna prosiła ją w duchu, aby nie miała nic przeciwko.

-Ohh...no...-jąkała się kobieta jakby zabrakło jej słów-Dobra! Jedź, w końcu jesteś już duża. Należy ci się jakiś odpoczynek-rzekła wreszcie dziarsko

Nastolatka z ulgą oparła się na krześle. Jedno "zadanie" ma już za sobą. Pozostała tylko Wiktoria. Czuła, że nie pójdzie tak łatwo, jak z jej mamą. Przyjaciółka zadaje dużo pytań, bo jak tłumaczy-lubi być całkowicie poinformowana. Sylwia znów poczuła nutkę stresu i aby zająć się czymś innym, wzięła ogromny łyk herbaty. Kiedy zjadła chleb z margaryną (nie było pieniędzy na masło) i serem , chwyciła za telefon i zadzwoniła do Wiktorii.

-Nagraj wiadomość-usłyszała głos automatycznej sekretarki. Jeszcze kilka razy musiała go słuchać, bo przyjaciółka nie odbierała.

Sylwia uderzyła pięścią w swoje kolano, po czym wydała z siebie ciche "ałł..."

-Co ty tak przeżywasz?-zapytała zaniepokojona agresywnym zachowaniem córki mama

-Wiktoria nie odbiera-burknęła dziewczyna

-To idź do niej-powiedziała kobieta, beztroskim tonem.

Nastolatka zerwała się z krzesła i podbiegła do pokoju. Ubrała poniszczone trampki i nie wiążąc ich wybiegła do drzwi.

-Zabijesz się!-usłyszała za sobą głos mamy

Zbiegła, a raczej skakała ze schodów w kierunku wyjścia. Po drodze ominęła staruszkę, ich sąsiadkę.

-A gdzie ty tak lecisz?!

-Dzień dobryy...-odkrzyknęła w biegu Sylwia

Wybiegła z kamienicy. Było dość ciepło, ale będąc w samej koszulce z krótkim rękawem, dziewczyna nie mogła odczuć tego ciepła. Przebiegła przez podwórko i skręciła w boczną, wąską uliczkę. Na końcu alejki był dość wysoki murek, ale dziewczyna zgrabnie przez niego przeskoczyła.

-Jaki parkur!-zawołał za nią jakiś gruby chłopak w dresie

-Miło!-odpowiedziała z uśmiechem

Zwolniła tempa. Sprint zamienił się w szybki marsz. Doszła do jednorodzinnego domku. Był dość skromny-drewniany. Za to bujna roślinność w około niego dodała charakteru. Podeszła do grubych drzwi i zastukała w nie. Żadnej odpowiedzi. Cofnęła się i podniosła głowę. Okna były zasłonięte. Sylwia obiegła dom i popatrzyła przez płot z nadzieją, że jest tam samochód. Dziewczyna zaklęła widząc puste miejsce. Wiktoria musiała gdzieś wyjechać. W głowie nastolatki istniała jedna, ogromna obawa- jak pogada teraz z przyjaciółką?

Usiadła na krawężniku i spuściła głowę. Jeśli ma rozstać się z Wiktorią na przynajmniej dwa tygodnie, to dobrze byłoby ją poinformować. Sylwia poczuła lekką irytację tym, że przyjaciółka nic nie powiedziała jej o wyjeździe. Zawsze tak robi, bo w końcu jest bogatsza i może sobie pozwolić na drogie i dalekie wyjazdy. Najgorzej jest  w wakacje, kiedy to nastolatka siedzi na drzewie i patrzy z góry jak Wiktoria z obojga rodzicami pakuje walizki do auta i wyjeżdżają na okrągłe dwa miesiące. Sylwia przygnębiła się jeszcze bardziej myślą o wakacjach. Właśnie w tych dwóch miesiącach czuje się tak samotna, jakby cały świat na nią się obraził.
Poczuła chłodny powiew wiatru na ramionach. Uznała, że nie może dłużej siedzieć na ziemi, bo "dostanie wilka"-jak mówiła jej babcia. Wstała i poszła przed siebie. Skoro Wiktoria nic nie powiedziała o swoim wyjeździe, Sylwia też nie musi nic mówić. Kiedy mijała chłopaka w dresie, uśmiechnął się do niej sympatycznie, jakby chciał powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Dziewczyna nieśmiało odwzajemniła uśmiech, ale był zdecydowanie bardziej wymuszony.

Snuła się teraz po krakowskim rynku, patrząc jak weseli turyści zachwycają się pomnikiem Mickiewicza. Łapała wzrokiem każdy centymetr Sukiennic, aby wbić sobie ten widok do głowy przed dalekim wyjazdem. Nagle poczuła ścisk w głowie, jakby ktoś zacisnął jej imadło stolarskie na skroniach. Usiadła na pobliskiej ławce i potarła twarz rękami. Ból nie mijał. Przymknęła lekko oczy. Eksplodowała przed nią bomba koloru czerwonego. Kolor powoli bladł, a na jego miejscu pojawiła się niewyraźna twarz Artisov. Coś mówiła, Sylwia słyszała ją jakby za mgłą.

-Posłuchaj, jutro widzimy się szósta rano u mnie pod domem. To jest żółta kamienica obok cukierni. Pierwsze wejście-mówiła szybko Artistov-Aha...i z góry przepraszam....

Dziewczyna poczuła delikatne potrząsanie. Otworzyła oczy. Widziała posąg Mickiewicza dziwnie obrócony w bok. Po chwili zorientowała się, że dotyka policzkiem drewnianej ławki. Uniosła głowę. Stał nad nią starszy mężczyzna w poniszczonym i brudnym ubraniu. Obok stał wózek ze złomem.

-Wszystko dobrze?-zapytał z troską w głosie

-Tak...musiałam...zasnąć-odpowiedziała zdziwiona nastolatka

-Niech się pani mnie nie boi, ja nie okradnę-powiedział bezdomny unosząc ręce

W Sylwii ni stąd ni zowąd wybuchła fala współczucia i ogromnego smutku z powodu biednego mężczyzny.

-Jeszcze nie pani-odpowiedziała z uśmiechem-Nie, spokojnie nie oskarżam pana o to-wsadziła gwałtownie rękę do kieszeni i wygrzebała z niego kilka złotych-Proszę.

-Tak mi głupio-rzekł mężczyzna, po czym roześmiał się głośno ukazując swoje poniszczone zęby.Wyciągnął rękę po pieniądze-A za co to?

-Proszę powiedzieć coś mądrego-zażądała dziewczyna z lekkim uśmiechem

-Moja mamusia  zawsze mi tak mówiła-Dobry człowiek woli sam cierpieć, niż na cierpienia drugich patrzeć-powiedział z dumą i powagą.

Nastolatka wrzuciła pieniądze w jego ubrudzoną dłoń.

-Dzięki!-prawie krzyknął bezdomny, jego głos przypominał głos Shreka.Wsadził monety do kieszeni koszuli i złapał za swój wózek-Trzymaj się, młoda!

Sylwia patrzyła, wózek oddala się powoli. Wreszcie zniknął za zakrętem. Przypomniała sobie, co stało się przed tym, jak rozmawiała z mężczyzną. Widziała Artistov, która powiadomiła ją o jakimś spotkaniu. Dziewczyna uniosła wymownie głowę do góry. Jutro miała jechać z nauczycielką, a nawet nie znała miejsca spotkania. Jak dobrze, że ją poinformowała. Nastolatka miała przeczucie, że to nie był zwykły sen, więc postanowiła, że zjawi się o wyznaczonym miejscu i porze. "Z góry przepraszam"-Sylwia powtarzała słowa Artisov. Uświadomiła sobie, że chodziło tu o to nagłe zaśnięcie, zemdlenie...Uznała, że pani profesor ma za co przepraszać, bo to nic przyjemnego zasnąć w środku rynku pod posągiem Adama Mickiewicza.
***
Dziewczyna siedziała pod białą ścianą swojego pokoju. Stukała paznokciem w podłogę. Patrzyła się przed siebie, na krzywo zawieszony rysunek z przed kilku tygodni. Teraz mogła patrzeć na niego z o wiele większą znajomością jego elementów. Chmura. To są te opary radioaktywne. Wybuch.Chodziło tu o elektrownię. Nadal nie mogła zrozumieć, kim są uciekający ludzie. W jej śnie nie było widać dokładnie twarzy, więc na rysunku tym bardziej ich nie było. Spojrzała smutno na telefon. Była już osiemnasta. Cały ten czas, od południa, spędziła na rysowaniu bezdomnego. Uznała że dość dobrze jej poszło, jak na pierwszy portret, bo nie rzuciła ani razu zgniecioną kartką w drzwi, okno lub ścianę. Mimo, że rozmawiała z mężczyzną kilka minut, przez chwilę miała wrażenie, że są przyjaciółmi, takimi najlepszymi, którzy wszystko sobie mówią.
Do Wiktorii czuła ogromną niechęć, tak jakby się pokłóciły. Nie chciała o niej słyszeć. Aby zapomnieć choć na chwilę o nienawiści, zaczęła się pakować.

Wyciągnęła z pod łóżka duży, wojskowy plecak, który dostała kiedyś od zmarłego już dziadka, który walczył w II wojnie światowej. Był trochę poniszczony, na spodzie było dużo obtarć. Nie był zbytnio piękny, ale Sylwia chciała, aby plecak był wygodny i pojemny. Otworzyła go delikatnie, uświadamiając sobie, że był na polu bitwy, tarzał się po ziemi i przechowywał broń. Włożyła dłoń do środka. Na dnie poczuła jakąś zimną, pewnie metalową rzecz. Wyciągnęła ją. Miała w ręce nieśmiertelnik, a na nim wytopione nazwisko dziadka i jego data urodzenia. Poczuła ogromną dumę trzymając pamiątkę i nieświadomie wyprostowała się. Włożyła go ostrożnie do bocznej kieszeni plecaka. Podeszła do szafki i wykopała z niej parę koszulek, było ich około dziesięciu. Z dolnej szuflady wygrzebała spodnie-lekkie we wzór moro,dwie pary dżinsów i trzy-czwarte. Kucnęła i z materiałowego pudełka wyjęła dwadzieścia par białych skarpetek i bieliznę. Z trzech wieszaków zwisających na drzwiach ściągnęła trzy bluzy, dwie sportowe, jedna bardzo ciepła. Poskładała rzeczy w kupę i wcisnęła do plecaka. Mimo, że był bardzo pojemny, nie zostało dużo miejsca. Złożyła dłonie i korzystając z "żaru" przyciągnęła do siebie dwa zdjęcia z biurka. Chwyciła je locie. Spojrzała na jedno z nich, bardziej zniszczone. Przedstawiało małe dziecko, Sylwię na rękach jej młodej mamy. Obok stał wysoki, blady mężczyzna z zarostem, ojciec dziewczyny. Oboje byli bardzo uśmiechnięci. Wyciągnęła zdjęcie z ramki i wcisnęła do szczeliny między ubraniami. Drugie zdjęcie było nowsze. Były na nim dwie dziewczynki w wieku jedenastu lat. Stały bokiem do fotografa i przytulały się szczerząc zęby. Na odwrocie dziecięcym pismem zapisane było "przyjaciółki na zawsze, Wiktoria i Sylwia" . To zdjęcie również wpakowała do plecaka, ale z większym zamyśleniem.
Pomyślała o Wiktorii, o ich przyjaźni, nawet tej szkolnej. Wspólne ploty, śmiech... Przyciągnęła do siebie zeszyt i długopis z drugiego końca pokoju. Bez zastanowienia skreśliła kilka słów. Uznała, że przyjaciółka musi coś wiedzieć, żeby nie martwiła się, a co ważniejsze- nie spytała jej mamy. Z ciężarem na sercu pisała list, zdając sobie sprawę, że te słowa to kłamstwo. Po kilku minutach odczytała krótki list.


Wiktoria, wyjeżdżam z rodziną. Nie będzie mnie może dwa tygodnie w szkole...nie martw się o mnie, ani nie pytaj, bo dowiesz się tego samego co w liście. Nie rób głupstw, Sylwia. 

Dopisała jeszcze "buźkę", aby tekst nie wyglądał zbyt sarkastycznie. Złożyła list i położyła przy łóżku, aby jutro rano podrzucić go Wiktorii pod dom.
________________________________________________________

I jeszcze raz spojrzała na telefon. Znów była druga, ale tym razem trzydzieści! Sylwia znudzona tym schematem-co 30 minut pobudka. Przez 30 minut drzemki przeżywała koszmar za koszmarem. Śniło jej się wszystko, czego się bała. Była bardzo zmęczona, więc starała się zasnąć normalnie i obudzić się jak człowiek-rano. Wsunęła głowę pod poduszkę.

"Or go on, go on, go on, if you were thinking that the worst is yet to come...."-usłyszała i poczuła wielką ulgę, że jest już rano. Zerwała się na nogi i szybko ubrała. Przeglądnęła jeszcze plecak, czy wszystko ma. Podeszła do kuchni. Wiedziała, że musi coś zjeść, ale czuła się tak, jakby miała w brzuchu powietrze, które napełniało ją i powodowało brak apetytu. Uznając, że nic nie przełknie, napiła się tylko wody. Była bardzo zdenerwowana dzisiejszym wyjazdem, czuła coś w rodzaju motyli w brzuchu, ale nie w tak pozytywnym sensie, jak się je opisuje. Cały czas dręczyła ją jedna myśl-"czy to jest prawda?". W jej głowie była już wizja ryczącej ze śmiechu Artisov. Po chwili usłyszała dźwięk rozbijanego szkła. Rozejrzała się dookoła, a po chwili zobaczyła, że w jej ręce nie ma szklanki. Zaklęła na widok kawałeczków szkła pod jej nogami. Przyciągnęła je i chwyciła nerwowo w dłonie. Wyrzuciła je, ale w dłoni pozostał jej jeszcze jeden, największy. Przyglądała się mu dłuższą chwilę. Wizualizowała sobie w głowie pociągnięcie go przez rękę... Z niesamowitą siłą wyrzuciła szkło do kosza. Nie może o tym myśleć. Nie po to tyle cierpiała, żeby zrobić to jeszcze raz. Jedzie do Rosji, musi zatrzymać tych "złych ludzi". Wzięła kilka głębokich oddechów i uśmiechnęła się do siebie. Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
5:45. Pora się zbierać. Umyła zęby  i związała włosy. Chwyciła plecak. Wychodziła już z pokoju, kiedy z szafki spadła kartka. Był to list do Wiktorii. Wsadziła go delikatnie do kieszeni. Zarzuciła na siebie marynarkę, tą wojskową, ulubioną. Wyszła z domu i już miała zamknąć drzwi, kiedy otworzyła je szeroko i rzuciła ostatnie spojrzenie na mały przedpokój. Być może widzi go po raz ostatni...trzasnęła drzwiami i zamknęła je. Nie może tak myśleć.
Przebiegła przez wąską szczelinę między kamienicami, przeskoczyła murek i już była pod domem przyjaciółki. Upewniła się, że nikt jej nie widzi, bo nie wygląda zbyt normalnie, kiedy rozpędzona dziewczyna o 5 rano kręci się pod domem szanowanych Nowaków. Wrzuciła pospiesznie list do skrzynki i poszła w lewo, w stronę niewielkiej cukierni. Tak jak mówiła jej nauczycielka, była tam żółta kamienica, była też i pierwsza brama. Sprawdziła godzinę. 5.59. Akurat na czas. Teraz tylko walczyła z chęcią, aby nie uciec. 6.00. Serce zaczęło bić jej mocniej. 6.01. Wdać zapalające się światło przez szybkę w bramie. Klamka się otwiera. Jakaś niewidzialna siła popchnęła ją na ławkę obok. Z bramy wychodzi Artisov w brązowym kożuchu i dużym kapeluszu. Sylwia mimo przerażenia sytuacją, poczuła nagły przypływ humoru kiedy zobaczyła nauczycielkę prywatnie, w tym kapeluszu. Wiedziała, że w szkole ubiera się jak szlachcic, ale prywatnie, ten strój wyglądał na niej bardzo śmiesznie.

-A co ty taka blada?-przywitała ją Artisov-To co, gotowa?

-Czyli na prawdę jedziemy?-spytała upewniając się Sylwia

-No a co, stoimy?-roześmiała się kobieta-Dobra, idziemy teraz do metra-powiedziała bardziej poważnie i ruszyła przed siebie. Szła bardzo szybko, dziewczyna prawie za nią biegła.

-Członkowie Bazy wiedzą, że przyjadę?

-Kochana, wszystko jest załatwione!-odpowiedziała Artistov, była widocznie w świetnym humorze.

-Są tam jacyś Polacy?-pytała zdyszana dziewczyna cały czas próbując utrzymać nauczycielce kroku

-O ile się nie mylę, jeden chłopak i dziewczyna, ale nie wiem czy przeży...A jak z twoim Rosyjskim?-zmieniła umyślnie temat-Tam mówimy raczej po Rosyjsku.

Zaniepokojona niedokończonym słowem Sylwia starała się utrzymać spokój.

-Jest okej. Jakbym czegoś zapomniała, jest też Angielski.

-Racja.

Zbliżały się już do podziemnego metra. W nastolatce panowała burza euforii i strachu zarazem. Kiedy ominęły budkę z biletami, zdziwiona zapytała:

-A bilety?

-A po co nam bilety?-spytała lekkomyślnie Artistov wciąż idąc i patrząc przed siebie.

-Jak chce się jechać metrem, to kupuje się bilet. Mogę kupić bilety...

-A czy ja powiedziałam, że my jedziemy metrem?-nauczycielka roześmiała się głośno, a jej śmiech odbił się niepokojąco przez cały budynek metra. Doszły do barierek.

-Nie przejdziemy-stwierdziła dziewczyna.

-Patrz i się ucz-zwróciła się do Sylwii z tajemniczym uśmieszkiem. Podniosła ręce i złożyła ze sobą, tak jak robi to zwykle Sylwia, ale między jej dłońmi pojawił się niebieski żar. Ruszyła rękami w stronę barierki, jakby grała w tenisa. Metal zaczął pękać, aż w końcu ogrodzenie spadło na podłogę pozostawiając po sobie puste miejsce.

-Co pani robi?!-prawie krzyknęła nastolatka-Mamy szczęście, że tu nikogo nie ma...ale są kamery...cholera!-zaklęła.

-Spokojnie, oni tego nie widzą...Jakby teraz nas oglądali, widać by było, że normalnie przechodzimy przez barierki. Nie martw się, stara Artisov nie jest głupia...

Sylwia parsknęła śmiechem. Przeszły przez puste miejsce (Artisov kopnęła kawałki metalu, bo jak mówiła, "będzie wyglądało to bardziej naturalnie"). Nauczycielka prowadziła ją aż do końca korytarza. Żadne metro nie jechało, więc zaczęło wyglądać to coraz bardziej komicznie.
Ku zdziwieniu dziewczyny, profesor wyjęła z torebki coś w rodzaju woreczka. I położyła go na ziemi. Ten zaczął się powiększać, aż wreszcie osiągnął wielkość około 2 metrów średnicy.

-Właź-powiedziała nagle nauczycielka.

-Co?!-zdziwiła się dziewczyna, ale nie było już czasu na gadanie. Artisov pchnęła ją lekko, a ta straciła równowagę i upadła w worek twarzą. Już spodziewała się bolesnego upadku, kiedy podłoga pod woreczkiem zamieniła się w białą przestrzeń. Sylwia bezwładnie w nią wleciała. Zacisnęła powieki, bojąc się że zaraz się zabije.

Poczuła silne uderzenie całym ciałem w mokrą ziemię. Otworzyła oczy. Tak jak przypuszczała, leżała w błocie. Przewróciła się na bok. Obok stała Artisov, która z gracją otrzepywała swój kożuch.

-Nieźle ci poszło jak na pierwszy raz-spojrzała z góry na Sylwię.

-Świetnie!-odezwała się ironicznie dziewczyna. Wstała i uznała, że nie ma się co otrzepywać, bo i tak jest cała w błocie. Otarła tylko twarz rękawem.

Rozejrzała się wokoło. Otaczał ją las. Wszędzie roślinność i zapach wilgoci. Było też słychać pluskającą wodę, chyba w pobliżu jest strumyk. Odwróciła się. Stał tam ogromny namiot.

-Witaj w Bazie-rzekła znudzona Artisov.




************************************************************
Hej,czekaliście na ten rozdział, więc spodziewam się dużo komentarzy :) Wiem, że w Krakowie nie ma metra, ale pasowało mi zrobić, więc uznajmy, że akcja toczy się kilka lat do przodu :)
Proszę, komentujcie, oceniajcie, obserwujcie bloga i...pisać następny rozdział?

Pozdro, FOX :D




sobota, 22 lutego 2014

Liebster Awards

„Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”

Zostałam nominowana (a raczej mój blog) przez Kajina J. oraz ZainspirowanaTobą

Oczywiście bardzo dziękuję! Przyjęłam tę informacje jak głupol, bo nie wiedziałam na początku o co chodzi xD Ale teraz już wiem i cieszę się, że podobają się wam opowiadania.

Zostałam nominowana przez dwie osoby, więc chyba... mam 22 pytania ;_;
Ja nieśmiała dziewczyna jestem, nie lubię opowiadać o sobie, ale odpowiem!!!

 Kajina J. [pytania]
1. Skąd pomysł na ten blog?
odp: Oglądałam dużo filmów o wybuchu w elektrowni. Bardzo się tego bałam, ale bardzo mnie to ciekawiło. A jeśli chodzi o pomysł na temat FANTASY- kocham to i chciałabym mieć magiczne moce...więc ma je ta gromada w Rosji :)
2.Który bohater twojego opowiadania jest twoim ulubionym?
odp: Oh...muszę się wygadać. Jest nim Dimitrij-pewien chłopak o którym jeszcze nie słyszeliście na blogu, ale się pojawi. Będzie to nieśmiały i zamknięty w sobie chłopak, który po części będzie odzwierciedlał mnie.
3. Od jak dawna piszesz opowiadania?
odp: Kilka miesięcy temu pisałam o Huncwotach z Harry'ego Pottera, ale nie miałam już weny. To były jakieś 4 rozdziały.
4.Jakiej muzyki słuchasz?
odp: Niedawno zakochałam się w Polskim Rapie, ale słucham też Rocka i Popu.
5. Jakie jest twoje motto życiowe?
odp: Taki cytat, który sama wymyśliłam: "Jeśli możesz dalej biec, to czemu się zatrzymujesz?"
6.Czy masz jakieś zwierzęta w domu?
odp: Psa-boksera (Lenny) i miałam szczurka (Mironek), ale umarł niedawno... Tak go kochałam :(
7. Jaka jest twoja ulubiona potrawa?
odp: Spagetti (nie wiem jak to się pisze). Nie mam zróżnicowanego jadłospisu, bo nie jestem za bogata...
8.  Jaki jest twój ulubiony bohater książkowy?
odp: Jest to Katniss z Igrzysk śmierci, Harry z Harry'ego Pottera i Zenek z "Ten obcy"
9. Jakie jest twoje wymarzone miejsce na wakacje?
odp: Zawsze chciałam wyjechać gdzieś do Hiszpani, na plażę....ale nigdy tam nie pojadę-będę ciągle spędać wakacje na drzewie i patrzeć jak ludzie się pakują.
10. Czego nigdy w życiu byś nie zrobiła?
odp: Nie wzięłabym pająka lub robala na ręce, nawet bym się do niego nie zbliżyła (panicznie się boję). 
11.  Co w życiu jest dla Ciebie najważniejsze?
odp: Rodzina, przyjaźń, uczciwość,wierność i walka o swoje oraz szacunek.

 ZainspirowanaTobą (pytania)
1.Którą postacią z blogów, które czytasz najbardziej oddaje twój charakter?
odp: Sylwia i Dimitrij ( Dimitrij'a  jeszcze nie znacie)
2. Co inspiruje cię do pisania?
odp: Wybuch w Czarnobylu-radioaktywna chmura oraz moja pani z polskiego, bo ma wygląd Artisov.
3.Czemu akurat taki , a nie inny temat bloga?
odp: Ponieważ nudzą mnie blogi typu, że dziewczyna-szkolna śmiałka,która ma przystojnego chłopaka i jest śliczna zostaje nagle obdarzona jakąś nagłą mocą,bo jej ktoś umarł czy coś. (Bez urazy-moja szczerość się wyrywa)
4.Najśmieszniejszy tekst jakikolwiek przeczytałeś/ałaś / usłyszałeś/łaś?
odp: Nie mam dobrej pamięci, nie pamiętam dobrze tekstów ;) Przykro mi. Mogę tylko powiedzieć, że moja pani od polskiego płakała ze śmiechu jak czytała kiedyś "Szatan z 7 klasy" :P
5.Jaki jest twój największy lęk?
odp: Boję się panicznie: pająków i owadów, nienormalnego zachowania ludzi oraz śmierci.
6.Co skłoniło cię do pisania?
odp: Myślę,że ogromna wyobraźnia, która aż wystaje mi z głowy ;) Oraz brak hobby.
7.Czy niektóre sytuacje o których piszesz w swoich opowiadaniach dotyczą Ciebie?
odp: Tak, szczególnie charaktery niektórych postaci oraz ich uczucia.
8.Czy utożsamiasz się ze swoimi postaciami?
odp: Sylwia i Dimitrij dzielą się moim charakterem.
9.Najwspanialsze wspomnienie w twoim życiu to?
odp: Nie będę się tu użalać nad sobą, bo was to nie interesuje. Powiem tylko, że moje dobre wspomnienia nie mają nawet garstki mojej rodziny. Moim najlepszym wspomnieniem są zawody ze szkoły-jestem kapitanem drużyny,wspieram i motywuję drużynę. Chyba najbardziej się cieszę, kiedy wygramy :)
10. Czy wyobrażasz sobie świat bez muzyki?
odp: Muzyka nie raz wyciągała mnie z doła, ale często do niego pchała
11.Jak reagujesz na hejterów?
odp: Nie zdarzyło mi się spotkać hejtera, ale myślę, że to szczerzy ludzie i jeśli nie są wulgarni- trzeba ich wysłuchać i poprawić swoje błędy.

Okej,dość o mnie, teraz czas na moje nominacje!

1. Kajina J.  
2.Aqua Senshi  
3.teabunny
4.Clar
5. Neva
6. Akwarela
7.Kwas.†
8. Arcanam Advena 
9.Paula
10.Eliza Kloc  
11.Toska009

Pytania, które wam zadaję:
1.Czy cieszy cię widok komentarza pod postem?
2.Co motywuje cię do pisania?
3.Czy wzorujesz się na jakiejś osobie, aby opisywać bohaterów?
4.Czy twoi przyjaciele,rodzina wiedzą, że piszesz bloga?
5.Jesteś z jakieś subkulrury? Jakiej?
6.Masz jakiś idoli?
7.Jakim tytułem książki/filmu opiszesz swój charakter?
8.Czy pisanie to twoje największe hobby?
9.Masz jakieś zwierzęta?
10.Czy twoje przeżycia wpływają na treść opowiadań?
11.Po co stworzyłeś/aś bloga?

Jeszcze raz bardzo dziękuje za nominacje!  <3 <3 <3

Nowy rozdział się robi :) 



czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 3-"....życie pędzi dalej. Do Rosji"

Znów zapadła długa i kłopotliwa cisza. Słychać było bulgotanie wody w czajniku.

-Herbaty?-zapytała wymijająco Artisov.

Sylwia pokręciła głową. Nie mogłaby teraz czegokolwiek przełknąć. Dowiedziała się prawdy o swoim ojcu, od można powiedzieć obcej kobiety.

-Możemy to jakoś wykorzystać?-drążyła temat dziewczyna

Kobieta wrzuciła torebkę herbaty do kubka i zalała ją wodą. Dostawiła sobie krzesło na przeciwko Sylwii.

-Tak. Właściwie to musimy. To długa historia...-mówiła Artisov-Na świecie,a tak właściwie w Rosji, Polsce i Ukrainie, są osoby takie jak my. Niektóre trzymają w tajemnicy swoje zdolności, ale popełniają później samobójstwo przez myśl, że są dziwakami. Jednak większość takich osób zostaje znaleziona i...zabrana do Rosji.

Dziewczyna słysząc to, zerwała się z krzesła. Nie chciała, aby ktoś zabierał ją do Rosji.

-Spokojnie-powiedziała łagodnym głosem nauczycielka-Nikt nie będzie cię gdzieś zabierał bez twojej zgody-Sylwia poczuła ulgę-Chciałabym ci coś tylko powiedzieć. Jeszcze inne osoby, z tymi mocami, poszły złą drogą-zrobiła łyk herbaty-Oni chcą wypuścić chmurę radioaktywną na cały świat. To są Rosjanie, a dokładniej barbarzyńcy ze strony Azji, którzy za bardzo zainteresowali się tą sprawą.

Nastolatka usiadła, ale była przerażona tym, że radioaktywność może zapanować na całym świecie. Byłoby to straszne, okropne. Ludzie bez tułowia, zwierzęta z dziesięcioma nogami...na samą myśl o tym zrobiło jej się słabo.

-Czyli co MUSIMY zrobić?-pytała Sylwia

-Musimy wyjechać-widząc pytający wyraz twarzy dziewczyny,profesor dodała-Oczywiście, jak będziesz chciała. To jest twój wybór. Nie...

-Gdzie wyjechać?-przerwała nagle Sylwia-Po co?

-Do Rosji...a dokładniej przy granicy do Ukrainy. Barbarzyńcy czają się gdzieś na Prypeć'u-tu załamała głos.Widocznie również nie lubiła tego miasta. Bo kto lubi miasto pochłonięte przez radioaktywność-Ale bezpośrednio tam nie jesteśmy. Jak mówiłam, nasza baza znajduje się na obrzeżach Rosji.

-Co to jest "baza"? Pani...do niej należy?-spytała niepewnie dziewczyna

-W rejonie Kurska, to jest w Rosji, znajduje się las. Mamy tam swoją bazę, czyli coś w rodzaju ogromnego namiotu. Tam planujemy jak zaatakować Prypeć i szkolimy młodych.

-Młodych? Czyli są tam też inni...

-Tak,młodych-łyk herbaty-Jest tam młodzież...niektórzy chyba w twoim wieku. Oni też są tacy jak ty. Jak my...wszyscy walczą.

-O co?

-O świat-odpowiedziała ponuro Artisov.

***********************************************************************
Sylwia szła przez krakowskie sukiennice. Słońce ledwo świciło. Czuła przyjemny powiew chłodnego wiatru na twarzy. Właściwie dopiero po tym,jak zainicjowały z nauczycielką,że Milder "zemdlała" w toalecie, zaczęła patrzeć na świat z realnego punktu widzenia, a nie z punktu widzenia Artisov i Bazy. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że przez te lata, żyła w jednej szkole z kimś takim...jak ona. Dowiedziała się też prawdy o swoim ojcu. Mimo wszystko, czuła się szczęśliwa, że Milder wtedy jej ubliżała.

Przeszła przed podwórko i weszła do kamienicy. Przeskakiwała co dwa schody,byle jak najszybciej znaleźć się w domu. Kiedy położyła rękę na klamce, zawahała się. Nagle uzmysłowiła sobie, że nie ma z czego się cieszyć. Gdzieś na Ukrainie czają się okrutni ludzie, którzy chcą zmutować cały świat, a garstka ludzi, podobnych do niej, chce uratować świat. Dosłownie. Uśmiech nagle zszedł z twarzy. Weszła do domu.

-To ja...-powiedziała chłodno dziewczyna

Podeszła w głąb przedpokoju i zajrzała przez drzwi do sypialni jej mamy. Spała.  To dobrze, przynajmniej nie będzie pytać, dlaczego Sylwia nie wróciła o ustalonej porze. Dziewczyna weszła do swojego małego pokoju i rozejrzała się po nim. Jej uwagę przykuły rysunki, które szkicowała wcześniej. Tak, jest ta radioaktywna chmura, ten szary punkt. Są też ci ludzie, ale co oni tam robią? A może to jest ta cała Baza?

Zwaliła się na łóżko. Nie miała ochoty robić czegokolwiek,nawet myśleć Tylko tak leżeć i bezmyślnie patrzeć w sufit.

Biegła wraz z tłumem. Obejrzała się. Za nią podążał szaro-pomarańczowy dym. Albo jej się zdawało, albo na prawdę dym ułożył się w trzy trójkąty-znak radioaktywności. Jakieś dziecko się potknęło i nie zdołało uciec przed dymem. Jakaś kobieta, chyba matka tego dziecka, krzyczała za nim. Po chwili dziecko wyszło z kłębowiska. Było całe czerwone, na twarzy miało ogromne pęcherze. Nie miało włosów. Dymiło się z niego. Teraz jego matka uciekała, pragnąc jak najszybciej oddalić się od dziecka...

[PRZEPRASZAM ZA TEN BIAŁY TEKST,COŚ SIĘ ZEPSUŁO.]
"Or go on, go on, go on, if you were thinking that the worst is yet to come...."-usłyszała Sylwia

-Kurr....-zaklęła i spojrzała na telefon. Ktoś dzwonił-Haloo?


-Dzień dobry, czy dodzwoniłam się do Jasia?-spytał ktoś

-Nie, do Marysi. Pomyłka-odpowiedziała niezbyt grzecznie dziewczyna i rozłączyła się. Jakiś Jaś popsuł jej sen, z którego mogła się tak dużo dowiedzieć. 

Schowała twarz w dłoniach. Czy to już obsesja? Za bardzo przejmuje się Czarnobylem, tą elektrownią, radioaktywnością. Coś pchało ją do tego tematu. To był okropny strach, przed tą radioaktywną inwazją oraz współczucie tym nastolatkom, którzy chcą walczyć o świat. Są w jej wieku. Są tacy jak ona. 

Niespodziewanie wstała. Już wiedziała, jak zapobiec tej obsesji.
_____________________________________________________________________________

Sylwia siedziała teraz na historii. Była to jej ostatnia lekcja. Co chwila spoglądała na zegarek. Chwiała się na krześle, z nadzieją, że to przyśpieszy wyczekiwanie na przerwę. Niestety, zostało aż 20 minut do dzwonka. Zaczęła stukać w ławkę długopisem w rytm sekund.

-A może Sylwia, jeśli jest taka energiczna, pokaże nam na mapie, które obszary zajęli Niemcy podczas wojny?-zapytał znienacka nauczyciel, pan Kozłowski-No, dalej, Lisowska.

Nastolatka niepewnie wstała, wiedząc, że nie ma już odwrotu. Nieśmiało uśmiechnęła się do nauczyciela i całej dynastii piastów, może aby złagodzić trochę jego zirytowanie. Podeszła do mapy. Była tu Polska z II wojny światowej. Patrzyła na mapę i myślała, gdzie by tu "strzelić", bo nie słuchała nauczyciela przez całą lekcję.

-Nie umiesz. A coś w ogóle wiesz?-zapytał nauczyciel.

-Em...ehh...-jąkała się Sylwia-Tak, wiem.-wskazała na Ukrainę-Tu jest Prypeć. Obok jest Czarnobyl. Tu w 198-którymś wybuchła elektrownia. Była radioaktywna i...i wybuchła-paplała-No. Wtedy na Ukrainie zapadł okres ucieczki przed chmurą, która niosła radioaktywność-leżący na ławkach chłopcy w ostatnich rzędach ponieśli głowy-Przez nią można było umrzeć. Tak....i ta chmura ciągle się ulatniała z elektrowni. Aż wreszcie żołnierze, wzięli sprawy w swoje ręce i zatkali ten wybuch...

-Ale ty wymyślasz...Wracaj do ławki-powiedział nauczyciel, a kiedy przechodziła obok niego, dodał-Ale dostajesz piątkę...za wiedzę o Ukrainie...

Dziewczyna zaśmiała się ponuro i wróciła na miejsce. Spojrzała na średniowieczny zegar, bo tak nazwały go z przyjaciółką. Została jeszcze minuta do dzwonka...30 sekund....

-Dzwonek. Cholera, zawsze za wcześnie dzwoni...-powiedział  nauczyciel-No dobrze, nie będę taki okrutny. Jesteście wolni.

W klasie można było usłyszeć równe "taaak!". To była ostatnia lekcja, więc uczniowie skierowali się do szatni, ale Sylwia poszła w inną stronę.

-Ej,Sylwia,gdzie ty idziesz?-krzyknęła za nią Wiktoria, która za nią biegła-Przecież już koniec.

-Muszę iść...muszę iść do toalety-skłamała nastolatka-Idź już, ja się pewnie będę grzebać.

-Ty coś ukrywasz...-powiedziała przyjaciółka zabawnym, tajemniczym tonem. Jednak dla Sylwii to nie był żart. To była smutna rzeczywistość.

 Dziewczyny pożegnały się i poszły każda w swoją stronę. Wiktoria do szatni, Sylwia nie do toalety, ale do pracowni rosyjskiego. Zapukała w grube, drewniane drzwi.

-Wejść!-usłyszała głos Artisov

Sylwia ostrożnie otworzyła drzwi. Przy biurku siedziała tylko nauczycielka pochylona nad jakimiś papierami.

-Dzień dobry-odpowiedziała jej denerwująca cisza-Dzień dobry!

-Witam...-powiedziała nauczycielka podnosząc głowę-O...Sylwia. Wydawało mi się, że wszystko już ci powiedziałam.

-Tak. Proszę pani, ja chcę być członkiem Bazy.

Nauczycielka zdjęła okulary i wyprostowała się na krześle. Jej mina nie była groźna, ale bardzo zagadkowa. Otwierała i zamykała usta, jakby chciała coś powiedzieć a nie mogła. Wreszcie zaczęła:

-Nie, to nie jest dobry pomysł...

-Ale dlaczego?!-spytała zawiedziona dziewczyna-Dlaczego?

-To jest bardzo niebezpieczne...Naprawdę, to nie zabawa-mówiła nauczycielka

-Wiem! Ale przecież tam są "młodzi" są w moim wieku...są tacy...jak ja!-protestowała Sylwia

-Oni dużo umieją...

-Nauczę się! Proszę, niech pani pozwoli...-mówiła błagalnym tonem nastolatka

Artisov wzdychnęła ciężko.

-Twoja mama się zgodzi?

-Mogę...mogę powiedzieć że to wycieczka. I tak rzadko bywa w domu. Prawie wcale. To tak jakbym mieszkała sama...a w końcu jestem już samodzielna-przekonywała dziewczyna

-Będziesz kłamać...

-Ja też nie lubię kłamać. Ale to jest ważna sprawa! Bardzo ważna.

Chwila ciszy. Sylwia była pełna nadziei, a Artisov, sądząc po jej minie-bardzo przybita.

-Podaj mi choć jeden powód, dla którego miałabyś wyjechać do Kurska-odezwała się smutno nauczycielka.

-Chcę uratować nas...cały świat przed tą chmurą-Sylwia podniosła wzrok i pokonując swoje własne słabości spojrzała Artisov w oczy-Proszę...

-Do Kurska wybieram się za trzy dni. Będziesz miała czas, żeby się spakować i pożegnać...


Dziewczyna rozpromieniła się. Szeroki uśmiech, który dawno nie gościł na jej twarzy, potwierdzał, że spełniła swoje pragnienie. Jedzie na Ukrainę, to znaczy do Rosji, ale będą działać przeciwko złym ludziom na Ukrainie, żeby uratować świat przed mutacjami-tłumaczyła sobie Sylwia.
***********************************************************************

Dni mijały niemiłosiernie długo. Nastolatka z ogromną radością przewracała kolejne kartki w kalendarzu. Został tylko jeden dzień...

Tego dnia wstała wyraźnie za wcześnie, niż wstawała zwykle. Telefon niechętnie pokazał godzinę 5.30.
Wściekła Sylwia wstała z łóżka, wiedząc, że i tak już nie zaśnie. Podeszła do okna i uchyliła je lekko. Słychać było śpiew ptaków, a zza chmur zaczęły pojawiać się pierwsze, onieśmielone promienie słońca. Przysiadła na parapecie. Widząc tak piękny widok z okna, niespodziewanie zaczęła trochę żałować, że zdecydowała się na wyjazd. Z własnej woli. Przecież Artisov może nie mówić jej prawdy...a może chce dziewczynę skrzywdzić? Nie, wyrzuciła to szybko z głowy. Coś podpowiadało Sylwii, że jednak trzeba zaryzykować, przynajmniej sprawdzić. Ciągnął ją do tej całej historii zmarły ojciec, który, jak powiedziała jej mama, był prawdziwym bohaterem. Ale zostawić wszystko i wyjechać...do tego kłamać. Po chwili namysłu, dziewczyna stwierdziła, że nie ma tutaj nic ważnego, oprócz mamy i przyjaciółki. To dla nich zawsze przyczepia uśmiech do twarzy, to dla nich wyszła z nałogu cięcia się i depresji. Spojrzała na swoją rękę. Było pełno na niej podłużnych blizn. Okropna pamiątka na całe życie, która będzie przypominała jej o chwilach, w których nie miała już siły żyć. Szybko odwróciła głowę, aby nie zepsuć sobie humoru. To takie głupie użalać się nad sobą, kiedy życie pędzi dalej. Do Rosji.

Dziś czekał ją dzień pełen wyzwań. Musi okłamać mamę, że jedzie na wycieczkę, a przyjaciółkę, że wyjechała z mamą na urlop. Trzeba się też spakować porządnie. Na szczęście, dziś jest niedziela. Jej mama ma wolne, więc będą mogły sobie wszystko wyjaśnić. Z Wiktorią umówi się pod wieczór. Oparła głowę o okno i przymknęła oczy.

Stała obok kilkunastoosobowej grupy. Były tam kobiety, mężczyźni, można było dostrzec kilku nastolatków. Chyba jej nie widzieli, bo  Sylwia stała wprost przed nimi, ale patrzyli się przed siebie nie zwracając na nią uwagi. Dwóch rosłych mężczyzn stali przy stole i pokazywali sobie coś palcami. Podeszła do nich. Na stole leżała mapa Ukrainy. Mówili po rosyjsku, więc dziewczyna ich rozumiała.

-To gdzie wreszcie? Jesteście tacy niezdecydowani!-krzyczał brodaty facet-Niby czemu to jest niebezpieczne?

-Szefie, gdzieś na skraju Rosji są ludzie, którzy o nas wiedzą-odpowiedział mu młodszy kolega bez zarostu

-No i co z tego? Nic nie zrobią. Pff...nawet nas nie znajdą. My umiemy o wiele więcej niż wyszkoleni komandosi-oburzyła się jakaś otyła kobieta,Sylwia dopiero teraz ją zauważyła, może doszła

-To są nastolatkowie i parę starszych...-przy stole parę osób ryknęło śmiechem.Młody mężczyzna poczekał, aż się uspokoją i dodał-Oni umieją to co my. Szkolą się...są na prawdę dobrzy. Widziałem na przeszpiegach.

-Myślałem, że tylko my to umiemy-powiedział brodaty, jakby to była wina tego młodszego-Ale pomyśl, Wasyl...czy grupa nastolatków zdoła przełamać nasze mury?-roześmiał się-Czy potrafiliby stawić czoła naszej "armii"? To zupełnie niedorzeczne. A więc tak. Zostaniemy tutaj około miesiąc. Specjaliści będą badać opary z elektrowni. Kiedy dowiemy się, jak silne są, przebierzemy się w kombinezony i podłożymy ładunki. Prawda, Wasyl?-zaśmiał się i klepnął dość mocno owego Wasyla w plecy, bo ten stracił równowagę i padł na stół.

Otyła kobieta ryknęła śmiechem. Potem zaczęła wydawać z siebie dźwięki...jak jakiś sygnał? Jak jakiś pojazd na sygnale, tak...

Sylwia otworzyła powoli oczy. Przez ulicę przejeżdżała karetka na sygnale. Podniosła głowę i rozejrzała się. Widocznie zasnęła. Kręgosłup bolał ją od siedzenia w krzywej pozycji, na parapecie. Spojrzała na telefon, który cały czas trzymała w ręce. Była już dziewiąta. "Że nie mogłam spędzić tego czasu w łóżku..."-żałowała dziewczyna.
***********************************************
Jeśli to czytasz, to wiedz, że jesteś wspaniały/a :)
Dziękuję osobom, które czytają bloga.
Myślę, że akcja się rozwija i jest trochę ciekawszy iż na początku.
Wiem, że są problemy z obserwowaniem bloga, więc po prostu obserwujcie mój profil.
Jeśli ktoś jest chętny, abym zareklamowała jego bloga (z odwdzięczeniem) proszę pisać w komentarzu.
KOMENTUJCIE i nie zapominajcie o blogu!

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 2-Radioaktywna Historia

    Minęło kilka dni od "paranormalnego dna".W tym czasie nic się raczej nie działo, były to tak samo nudne dni jak zawsze. Na ścianach Sylwii pojawiły się tylko nowe szkice, zaskakująco podobne do siebie. Prawie wszystkie przedstawiały tą samą scenę-wybuch, dookoła ogień i uciekający przed nim ludzie. Na kilku rysunkach można było zobaczyć również coś w rodzaju dymu, może chmury... Od tego czasu  Sylwia rysowała coraz częściej.Wszystko miało się toczyć tak,jak toczyło się kiedyś, do czasu.

    Był to słoneczny, można powiedzieć bezchmurny dzień.To pierwszy dzień wiosny, więc Sylwia obudziła się z optymistycznym nastawieniem. Zapisała swój sen, kolejny z rzędu, taki sam jak poprzednie. Ubrała się i wyszła z pokoju. Usłyszała dźwięk gotującej się wody w czajniku i krzątania się po kuchni. Ujrzała szczupłą, dość młodą kobietę z brązowymi włosami.Dla Sylwii zawsze będzie najpiękniejsza na świecie.

-Mama!-w Sylwii wybuchnęła euforia radości

-Sylwia? Wstałaś, miałam już cię budzić. Dali mi dziś wolne, bo wiesz, ile można...-zaczęła mama

-Cieszę się, że jesteś-powiedziała Sylwia szczerząc się

   Zjadły wspólnie śniadanie, przy którym głównie mama nastolatki obgadywała swojego pracodawcę. Poruszyły też temat szkoły, ale dziewczyna nie powiedziała nic o dziwnym dniu. Było jej bardzo przykro, że musi kłamać. Nienawidziła kłamać. Mówienie osobie, którą się kocha, zmyślonych rzeczy i ten uśmiech słuchacza, który uwierzył w kłamstwo...
   Kiedy siedziała tak ze swoją mamą, przy herbacie i kanapkach, nagle poczuła sile ukłucie w okolicach skroni. Sylwia przycisnęła dłoń do czoła.

-Co się tak złapałaś nagle za głowę?-zapytała mama

-Chyba mucha-skłamała dziewczyna.Ból nasilał się coraz bardziej, ale twardo z nim walczyła.-To co ,może ja już pójdę? O, już prawie ósma...-wstała od stołu i szybko poszła do łazienki. Teraz mogła tylko wyobrażać sobie zdziwioną minę jej mamy.

   Wpadła do małej łazienki i oparła się o umywalkę. Miała wrażenie,że głowa zaraz jej pęknie.Ochlapała twarz zimną wodą. Podniosła głowę i spojrzała w niewielkie lusterko. Była cała blada, można powiedzieć, że przypominała białe kafelki za nią. Popatrzyła sama sobie w oczy. Nie widziała już zwykłego, brązowego koloru. Jej oczy były złotawo-pomarańczowe, a w źrenicach można było zobaczyć coś na wygląd płomyków.

  Przerażona Sylwia wpatrywała się w swoje odbicie, i nie wierzyła, że to dzieje się na prawdę. W jej głowie panował kompletny bałagan, którego już nie mogła opanować za pomocą lewitacji; w jej oczach żarzyły się płomyki. Serce waliło jak młot.

-Nie...nie...-dukała dziewczyna-Co się ze mną dzieje...

  Zaczęła mrugać oczami. Jeszcze raz ochlapała twarz lodowatą wodą. Wszystko to wyglądało bardzo chaotycznie i nerwowo. Otarła buzię ręcznikiem i jeszcze raz spojrzała w lustro. Jej oczy wracały powoli do normy. Minęła chwila,a płomyki całkiem zniknęły. Odetchnęła z ulgą, choć nadal czuła ogromne napięcie. Wyszła z łazienki i doszła do rodzicielki, która sprzątała po śniadaniu.

-Ja już idę,mamo-oznajmiła Sylwia, próbując udawać, że nic się przed chwilą  nie stało. Przytuliła teraz mamę czule.

-Tylko bądź grzeczna mi tam!-powiedziała żartobliwie mama nastolatki.

   Dziewczyna udała śmiech. Zdjęła bluzę z wieszaka i założyła ją. Wzięła torbę i wyszła szybkim krokiem z kamienicy. Opuściła budynek i znalazła się na niewielkim,kamiennym podwórku. Lekki wiatr chwiał huśtawką, a ciepłe promienie słońca padały wprost na Sylwię. Widząc taką pogodę, rozchmurzyła się trochę i udała się do szkoły. Mijała po drodze obcych ludzi. Miała wrażenie, że przyglądają się jej bardzo uważnie, choć wcale tak nie było. Pragnąć jak najszybciej uciec od tego wrażenia, spokojny chód zamienił się w sprint.
***
   Kiedy znalazła się w szkole,przywitał ją obojętny,jak zawsze,wyraz twarzy uczniów i nauczycieli widzących dziewczynę. Ucieszyła się z tego widoku. Dziś, drugi dzień pod rząd,wypadał jej Rosyjski jako pierwsza lekcja. Zrezygnowana Sylwia wspięła się po schodach i po chwili była już w klasie.

   Weszła do środka. Biurko nauczycielki było puste, całe szczęście. Przeszła przez klasę i nie przejmując się zgryźliwymi uwagami, które posypały się za nią, zajęła miejsce obok przyjaciółki.

   -Sylwia,patrz na Milder-powiedziała prosto z mostu Wiktoria.
 
   Nastolatka skierowała wzrok na wysoką blondynkę w ostatniej ławce. Miała pyzaty i pewny siebie wyraz twarzy. Na jej twarzy, było widać coś w rodzaju pomarańczowej maski.

  -Co to do cholery jest?!-spytała Sylwia-Coś jej się stało,że nosi takie coś?

-Dziewczyno,to jest podkład-szepnęła Wiktoria-Tylko go chyba nie dobrała-dziewczyna parsknęła śmiechem.

-Wiesz,po niej można się wszystkiego spodziewać...Pamiętasz, jak wylała kawę na spodnie informatyka, bo chciała się do niego zbliżyć...-odezwała się Sylwia.

-A wiesz co jest najlepsze?Ona chodzi z Piotrekiem,bo...

Po tych słowach, Sylwia spuściła wzrok. Poczuła, jakby ktoś uderzył ją czymś w klatkę piersiową. Zrobiło jej się tak przykro, że łzy same napłynęły jej do oczu. Dzielnie walczyła, aby nie zaczęły spływać jej po policzkach. Doznała takiego ciosu, jakby Piotrek był jej chłopakiem, a nie "kolegą" z klasy. Wierzyła, że on ją kiedyś zobaczy, zagada...Nie, on wolał być z Milder, szkolną modnisią i królową szyderstwa.

-...i wtedy...Ej, czy ty mnie w ogóle słuchasz,babo?-zapytała dowcipnie Wiktora

-Tak,no jasne-powiedziała dziewczyna udając dziarski ton-I dobrze. Ten Piotrek taki...głupi i...brzydki-wymyślała.

-Fajnie się gada?-zapytał ktoś za plecami Sylwii, był to kobiecy, surowy głos.

-Przepraszamy, pani psor-powiedziała udając poczucie winy Wiktoria. Sylwia siedziała ze spuszczoną głową,obawiając się wzroku Artistov. Nie chciała, aby znów doszło do kaszlu.

-Wyciągnijcie książki-powiedziała nieco łagodniej nauczycielka.

  Lekcja minęła dość nudnie,poza tym,że Milder i Piotrek śmiali się i szeptali sobie miłe słówka, a Sylwia miała wrażenie że zaraz eksploduje.Podobnie mięła reszta lekcji i przerw.

  Sylwia właśnie miała zbierać się do domu, kiedy znów zaczęła boleć ją głowa. Wiedząc,że jest zdana tylko na siebie, bo pielęgniarki jak zwykle nie ma w szkole, udała się do toalety, aby opłukać choć twarz wodą.
Weszła do łazienki. Pod ścianą stała pyzata blondynka,Milder. Przyciskała do ściany młodszą od Sylwii dziewczynę.Miała jeszcze dziecięce rysy twarzy i przerażone oczy. Pyzata w drugiej ręce trzymała zapalonego papierosa.Sylwia odruchowo podbiegła do dziewczynki i uwolniła ją siłą od mocnych ramion Milder.

-Zmykaj-powiedziała Sylwia do dziewczynki.Ona kiwnęła głową i puściła się biegiem przez szkolny korytarz.

Blondynka zamknęła drzwi i stanęła przed Sylwią. Miała tak wściekłą minę, że Sylwia sama miała ochotę uciekać.

-Naskarżysz?-spytała Milder, a w jej głosie słychać było nutę strachu-Nie naskarżysz,prawda?

-Naskarżę.Tak-powiedziała widząc zdziwioną minę blondynki-Pójdę do dyrektorki i powiem jej że paliłaś. No i jeszcze kazałaś tej dziewczynie palić.

-Nie kazałam,po prostu się czepiała.

-I dobrze...zgaś tego papierosa,to tylko pogarsza sprawę-powiedziała Sylwia lekkomyślnym tonem.

-Nie rozkazuj mi...-odpowiedziała zgryźliwie Milder i zaciągnęła się papierosem-Co ty możesz wiedzieć...nic mi nie zrobią, bo jestem córką adwokata. Wiesz, z tobą byłoby trudno. Matka-sprzedawczyni na kasie-parsknęła-Widać skąd masz takie ubrania...

-Zamknij się!-krzyknęła Sylwia-Zaraz idę do tej dyrektorki.

-...i jesteś taka dziwna-nawijała Milder-O, ciekawe gdzie twój ojciec? Pewnie od was odszedł,albo twoja matka puszczała się gdzieś na boku.Tylko kto by z nią chciał...

-Stul pysk!-ryknęła nastolatka.

  Zorientowała się,ze ma zaciśnięte pięści.W jej ciele panowała taka wściekłość,jak nigdy.Miała ochotę rzucić się na Milder i...Nagle poczuła falę zimna,która przeszyła ją od stóp,aż do czubka głowy.Z jej ciała wydobyło się coś okrągłego, przypominało tarczę,ale było przeźroczyste i dość niekształtne.Zbliżało się w stronę blondynki. Odepchnęło ją z taką siłą, że rzuciło ją na lustro, które momentalnie się rozbiło. Odłamki  zwierciadła rozbryzgały się.

  Sylwia patrzyła na tę scenę. Milder leżała nieprzytomna wśród odłamków szkła. Dziewczyna padła na kolana i podparła się rękami. Miała przerażająco szybki oddech i czuła spływający pot na jej czole. Kompletnie nie docierało do niej,co się stało. W jej głowie istniała tylko jedna myśl: "Co ja zrobiłam". Powoli zaczęła osuwać się na ziemię.

  Usłyszała,że ktoś wchodzi do toalety. Już ją to nie obchodziło, słyszała wszystko jakby była w wodzie. Poczuła,że ktoś łapie ją za ramiona i pociąga do góry. Bezwładnie na to pozwoliła. Ktoś zarzucił jej rękę na ramię i zaczął prowadzić przez  rozmazany teraz dla Sylwii korytarz. Zbliżała się teraz do jakiejś klasy. Ledwo odczytała, że to pracownia języka rosyjskiego.

 Czyjaś dłoń otworzyła drzwi. Doprowadzono ją do krzesła. Przed Sylwią kucnęła Artistow.

-Pani profesor...-bełkotała Sylwia, pragnąć jak najszybciej wytłumaczyć się z czynu

-Już dobrze, ja rozumiem.

-Nie,pani nie rozumie,to było takie przeźroczyste i... ja nie chciałam-tłumaczyła dziewczyna błądząc wzrokiem po klasie.

-Sylwia,ja wiem co to było. Wiem, że nad tym nie panowałaś. Wiem,że masz inne, paranormalne zdolności. Widzę,że masz teraz złotawe oczy. Ja mam podobnie...

Nastolatka nie wiedziała, czy wyprzeć się tego,co powiedziała Artistov, czy jej wysłuchać. W głowie cały czas odtwarzała scenę w toalecie.

-Proszę udowodnić-rzuciła Sylwia-Proszę...

Artistov wskazała na pobliską, wiszącą szafkę. Po chwili wykonała okrężny ruch ręką. Szafa rozbiła się na drobne kawałki, ale wciąż wisiała w powietrzu. Teraz skierowała dłoń w dół. Kawałki runęły z hukiem na ziemię. Sylwia patrzyła na to z lekkim nie dowierzaniem, ale nie ze względu na wiszące kawałki, lecz ze świadomości, że nauczycielka umie to samo co ona.

-To takie...agresywne...-odezwała się dziewczyna chcąc przerwać kłopotliwą ciszę.

Profesor wybuchnęła śmiechem.

-Przepraszam cię Sylwia, tylko to przyszło mi na myśl

Nastolatka uśmiechnęła się lekko. Pomimo zaistniałej przed chwilą sytuacji, nauczycielka miała w sobie coś ciekawszego niż powalenie Milder. Po raz pierwszy zobaczyła, że Artistov się uśmiecha.

-Dlaczego ja tak umiem?-zapytała Sylwia

-Słyszałaś o wybuchu w Czarnobylu?-odpowiedziała pytaniem nauczycielka.Widząc, że dziewczyna kiwnęła głową,dodała-Wiesz, wybuchła ta elektrownia...kiedy wybuchła, nad częścią Rosji, Ukrainy i Polski pojawiła się wielka radioaktywna chmura...

-Nie dotknęła Polski-przerwała lekko zirytowana dziewczyna

-Daj mi skończyć. Pojawiła się ta chmura. Uczyliście się na przyrodzie o skutkach radioaktywnych oparów?-Sylwia kiwnęła głową i skrzywiła się. Skutki takich oparów były naprawdę straszne-powstawały jakieś mutacje zwierząt, ludzi...Nastolatka widząc takie rzeczy, czuła się jak w horrorze-No, więc wiesz czym grozi radioaktywność. Tylko nie uczyli cię o jednej rzeczy. Radioaktywność nie zawsze wpływa na ciało, ale może wpłynąć na mózg.

-Myślę, że z moją głową wszystko dobrze-odezwała się nastolatka

-Nie o to mi chodziło. W twojej, tak właściwie i w mojej i jeszcze paru osób, powstał taki dziwny nerw, który odpowiada za właśnie takie niezwykłe zdolności.

Po chwili kłopotliwej ciszy, aby Sylwia sobie wszystko przemyślała, dziewczyna raptownie:

-Czemu akurat my?

-Nasi przodkowie, a przynajmniej mój ociec, ratowali Ukrainę. Ratowali ją przed oparami radioaktywnymi. Udało im się, wraz z innymi. Kiedy mój ociec wyjechał na Ukrainę, byłam w twoim wieku. Był tam kapitanem. Wrócił. Mówili mu,że wszystko jest z jego zdrowiem całkiem dobrze-nauczycielka podeszła do czajnika i zaczęła robić herbatę-Jednak w domu zaczął źle się czuć. Było wręcz tragicznie. Ja cały czas byłam przy nim...w końcu umarł-tu zawiesiła głos-A mi zaczął zmieniać się kolor oczu. Później doszedł ten wstrętny kaszel...następnie wszystko w mojej obecności zaczęło się rozpadać. Zaczęłam nad tym panować...i z tym żyć.

Dziewczyna słuchała nauczycielki z uwagą, ale jedna rzecz nie dawała jej spokoju.

-Czyli mój ojciec...też był w tej elektrowni?Mama zawsze mi mówiła, że zginął jako bohater, ale nie mówiła jak.

-Szymon Lisowski,tak? Ojciec o nim opowiadał. Był dwudziesto-paro letnim żołnierzem. Zdecydował się pomagać Ukrainie i jako nieliczny z Polski wyjechał do elektrowni. Według ojca, miał najwięcej zapału i najwięcej odwagi...przeżył. Jako jeden z niewielu młodych. Przyjechał pewnie do domu i...

-Poznał moją mamę. I urodziłam się ja-dokończyła Sylwia-Ja, ta dziwna.

******************************************************************************
Siemka :) To jest drugi rozdział, więc starałam się poprawić wszystkie błędy. Jak podoba wam się nowy wygląd bloga? Jak dla mnie,jest rewelacyjny :3
I proszę was o dwie sprawy:
Obserwujcie bloga,klikając w "dołącz" na samym dole bloga.
I powiedzcie: robić zakładkę "bohaterowie"?
Proszę, nie zapominajcie o blogu!

czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 1.

Cześć,witam was na nowym blogu z opowiadaniami FANTASY.Myślę,że choć niektóre fragmenty będą się wam podobały.Na blogu nie ma zakładki "bohaterowie",bo chcę przedstawiać postacie tradycyjnym,pisemnym opisem,a nie wyręczać się zdjęciami.
To pierwszy rozdział,więc jak zwykle nieco nudny,ale biorę się już za drugi!
Proszę,przeczytaj do końca,zanim wyjdziesz.
*************************************************************************
Cztery białe ściany.Na jednej z nich dwa duże okna.Na przeciwko-drzwi.Pod oknem znajduje się wąskie łóżko,a zaraz obok niego niewielka szafka.Wysoki regał na ścianie przykrywa ją w całości,szkoda że tylko jedną,ale zawsze coś.Białe ściany to nic dobrego,więc trzeba dążyć do tego,aby je czymś zasłonić.W którymś z kątów pokoju stoi niewielkie biurko zawalone książkami i śmieciami różnego rodzaju.Jeśli dobrze się przyjrzeć,można znaleźć na nim lampkę bez żarówki.

Na zakurzonej podłodze siedziała nastoletnia dziewczyna.Miała oliwkową cerę i ciemne włosy.Jej duże,brązowe oczy wpatrywały się niezbyt przytomnie w poniszczony zeszyt,który na okładce wyryte miał imię "Sylwia",więc można było się domyślić,jak nazywała się właścicielka zeszytu.W ręce miała ołówek.Szkicowała swój sen.

Na niezbyt starannym rysunku można było zobaczyć wyraźny blask i kilkanaścioro ludzi,chyba uciekali.Wokoło żarzył się ogień.

Sylwia spojrzała na zegarek.Dochodziła ósma,więc zaczęła zbierać się do szkoły.Ubrała trampki i zarzuciła torbę na ramię.Przeszła przez długi przedpokój.Ubrała swoją ulubioną,wojskową marynarkę,mimo,że była nieco za duża.Zajrzała przez uchylone drzwi do sypialni jej mamy.Nikogo tam nie było,a pokój wyglądał tak samo jak trzy dni temu.Widocznie tej nocy również zarywała nockę w pracy.Dziewczynę zirytowało to,ponieważ mimo,że jest samodzielna,potrzebuje choć najmniejszej troski.Zwłaszcza,że miała tylko mamę.Zamknęła drzwi na klucz i pobiegła do szkoły.

Po kilku minutach zdyszana dotarła do białego budynku.Weszła przez szklane drzwi do holu.Widząc,że nikogo nie ma na korytarzach,stwierdziła,że jest spóźniona.Przez hol udała się wprost do wnęki przypominającą piwnicę,szatni.Kiedy weszła do boksu swojej klasy,ujrzała Piotrka.Był to wysoki,przystojny chłopak.Grzywka blond włosów z gracją opadała mu na czoło.Markowe ubrania "świeciły" na nim jak neony.Sylwia już od kilku miesięcy pragnęła,aby poczuł coś do niej.Niestety pragnienia i rzeczywistość dzieli ogromna przepaść.Widząc,że Sylwia weszła do szatni,Piotrek zmierzył ją wzrokiem i szybko odszedł.Sylwia,nieco zdziwiona zachowaniem chłopaka spuściła tylko głowę,wiedząc,że taka uboga osoba jak ona nie ma szans u Szkolnego Gwiazdora.Udała się na pierwszą lekcję.Na Rosyjski.
________________________________________________________________________

-Lisowska.Znowu spóźniona-powiedziała nauczycielka zza biurka-Co tym razem cię zatrzymało?-spytała,ale w jej głosie można było wyczuć nutkę złośliwości.

-Tym razem nic,pani profesor...-odpowiedziała pospiesznie Sylwia pragnąć jak najszybciej pójść do swojej ławki-Przykro mi.

-Siadaj-rzuciła nauczycielka chłodnym tonem.

Sylwia czując ogromną ulgę,usiadła w drugiej ławce obok jasnowłosej,chudej dziewczyny,jej przyjaciółki.

-Myślałam,że Artistow urządzi ci większą awanturę-szepnęła dziewczyna.

-Wiktoria,nawet mnie nie dobijaj-odpowiedziała Sylwia,lecz po chwili uśmiechnęła się do przyjaciółki-Dziś sprawdzian.Współpraca?

-Taak,przyda się-po minie Wiktorii,Sylwia wywnioskowała,że jak zwykle się nie uczyła.

Po chwili klasa dostała kartki i 45 minut na ich uzupełnienie.Sylwia z łatwością i niebywałą szybkością pisała na kartce,tak jakby znała odpowiedzi na pamięć (choć tak nie było).Język rosyjski miała bardzo dobrze opanowany,choć nie przykładała się do tego przedmiotu.Kiedy pisała po rosyjsku,odpowiedzi jakby same podsuwały się jej na myśl.Sylwia nazywała to po prostu intuicją.Spojrzała na zegarek.Minęło dopiero 15 minut,a ona była już gotowa oddać kartkę.Szturchnęła przyjaciółkę łokciem.

-Już?-szepnęła Wiktoria z lekkim zdziwieniem.

-Tak,daj mi swój długopis i sprawdzian.

Dziewczyny po kryjomu wymieniły się sprawdzianami.Sylwia starając się teraz podrobić pismo przyjaciółki poprawiała błędy w jej sprawdzianie.Kiedy skończyła,znów wymieniła kartki i siedziała teraz bezczynnie.Postanowiła pobłądzić wzrokiem po klasie.Po kilkunastu minutach nudy jej wzrok spoczął na biurku nauczycielki.Sylwia przyjrzała jej się dokładnie.Była to około czterdziesto-pięcio letnia kobieta z widocznymi zmarszczkami na twarzy i dość zaciętym wyrazem twarzy,choć bywało,że była całkiem pogodna.Miała długie,farbowane na czarno włosy.Nagle Artistow odwróciła się do Sylwii i złapała z nią kontakt wzrokowy.
Teraz Sylwia patrzyła prosto w jej błękitne,wyraziste oczy.Nie wiedzieć czemu,Sylwia zaczęła łzawić.Po chwili dołączył też kaszel.Dziewczyna zerwała kontakt wzrokowy i walczyła teraz z napadem duszącego kaszlu.Próbowała go powstrzymywać,ale to dawało jeszcze gorsze efekty.Przycisnęła bluzę do ust i jak najciszej próbowała zatrzymać ten atak.Domyślała się,że patrzy na nią cała klasa.
Duszności powoli ustały.Rozglądnęła się po klasie.Każdy gapił się w nią jak w obrazek.Po chwili,całe szczęście,większość zajęła się swoim sprawdzianem.Odwróciła się do Artistow.Ona patrzyła na nią z uniesionymi brwiami i pytającym wyrazem twarzy.

-Wszystko dobrze?-zapytała dziwnym tonem

Sylwia kiwnęła głową i zaczęła udawać,że zajmuje się sprawdzianem.Kiedy lekcja się skończyła,razem z Wiktorią wybiegły z klasy prosto do szkolnej toalety.

-Sylwia,co to było?-zapytała Wiktoria zaraz po tym jak wpadły do toalety-Miałaś tak kiedyś?

-Nie,nie miałam...-bełkotała Sylwia sama zdziwiona tym kaszlem

-A robiłaś coś,zanim zaczęłaś kaszleć?Nie wiem,wdychałaś coś albo...

-Tak,na pewno-powiedziała ironicznie Sylwia-Nie nic nie robiłam.Przecież spojrzenie w oczy nauczycielce chyba nie grozi dusznościami-uśmiechnęła się ponuro.

-Przecież ty nikomu nie patrzysz w oczy.Nigdy-zauważyła Wiktoria.

Sylwia właśnie uświadomiła sobie,że ta lekcja była jakaś paranormalna.Chciała o niej jak najszybciej zapomnieć.Reszta lekcji szybko minęła,więc Sylwia już nieco spokojniejsza udała się do domu.

-Mamo!Jesteś?-krzyknęła Sylwia z nadzieją w głosie.
Brak odpowiedzi.

Dziewczyna zaklęła.To już czwarty dzień,kiedy mamę będzie widziała przelotnie,wieczorem.Czuła się tak,jakby mieszkała sama.Weszła do pokoju.Przywitał ją smród i ogromny bałagan.
Sylwia złożyła obie dłonie ze sobą,a po kilku chwilach rozłączyła.Teraz,między jej dłońmi widać było coś jakby żar,przeźroczyste powietrze,ale widoczne.Bardzo pomagała jej ta "umiejętność"

Wpadła na to,gdy była jeszcze dzieckiem.Było to wtedy,kiedy znienawidzona ciotka zabrała ją,mimo jej własnej woli do kościoła.Siedziały w ławce,Sylwia oczywiście śmiertelnie znudzona.Kiedy ksiądz zaczął mówić jakąś modlitwę,ciotka siłą złożyła jej ręce.Wtedy,jako mała dziewczynka pomyślała,jak bardzo by chciała,aby w kościele się coś zepsuło.Nagle,między jej dłońmi,pojawił się właśnie taki żar,tyle że był on cieńszy.Ciotka nie widziała oczywiście tego,bo trudno jest widzieć wszystko ze szczegółami,kiedy nosi się okulary grubości kotleta mielonego (tak mówiła Sylwia,gdy była dzieckiem).Uniosła ręce,aby lepiej się przyjrzeć temu zjawisku,a wtedy lampa w kościele spadła prosto na jej ciotkę.Kiedy wróciły do domu,ciotka nie wiedziała do kogo mieć pretensje-do Sylwii,czy do kościoła?Zdecydowała się na Sylwię,a pozostała po tym podłużna blizna na przedramieniu dziewczyny.Sylwia do dziś dziękuje swojej mamie,że weszła wtedy do domu.

Korzystając z daru,dziewczyna podnosi teraz przedmioty i odstawia starannie na miejsce,nie dotykając ich.Postanowiła,że nie będzie mówiła nikomu o swoim odkryciu,może przez aferę ciotki.Po kilkunastu minutach trzymania rąk w górze,pokój był już czysty.
***
Sylwia,widząc,że już drugą godzinę siedzi gapiąc się bezmyślnie w ścianę,postanowiła coś narysować.Rzadko rysowała,bo nie miała do tego cierpliwości.Rysowała wtedy,kiedy zobaczyła coś ciekawego.Swoje umiejętności rysowania oceniała na bardzo złe,o czym świadczyła trójka z plastyki.
Wzięła swój poniszczony zeszyt i po chwili myślenia,co mogłaby narysować,wzięła się do szkicowania.
Minęło kilka zgniatań kartek,setki pociągnięć gumki,aż narysowała,zaskakująco dokładnie swoje "dzieło".
Rysunek przedstawiał dwoje błękitnych i świdrujących oczu Artistow.